Impresjonizm w "Chłopach" W. Reymonta

 

Impresjonizm w "Chłopach" ujawnia się w ukazaniu nietypowych reakcji psychicznych i subtelnych, chwilowych przeżyć (szczególnie w scenach erotycznych Jagny z Antkiem i klerykiem Jasiem, w których mamy do czynienia także z tzw. psychizacją krajobrazu):

 

Zrazu ani miarkowała, do czego idzie i co się z nią wyrabia. Dopiero, kiej się już całkiem poczuła w jego mocy i kiej jął rozgniatać jej wargi rozpalonymi całunkami, zaczęła się szarpać a prosić lękliwie, prawie z płaczem:

- Puść me, Jantoś! Puść! Loboga, bo będę krzyczeć!

Ale mogła się to już wydrzeć smokowi, kiej ściskał, jaże tchu brakowało i całą przejmował war i dygotania.

- Ostatni raz pozwól, ostatni! - skamlał ledwie już zipiąc.

Aż świat się z nią zakręcił i poleciała jakby na dno jakowegoś raju, a on ją wzion, jak to kiedyś brał, zapamiętale, przez lubą moc kochania, i dawała mu się też jak kiedyś, w słodkiej udręce niemocy, na niezmierzone szczęście, na śmierć samą...

(...) Noc stała rozgwiażdżona, księżyc wisiał wysoko w pół nieba; nagrzane, rozpachnione powietrze obtulało pola pośpione w niezgłębionej cichości; cały świat leżał bez tchu w upojnym zapomnieniu i w słodkiej pieszczocie niepamięci.

 

oraz w tendencji mitologizacyjnej, tzn. w takim ukazaniu życia jednostek i gromady wiejskiej, by obraz nabierał wymiaru uniwersalnego, a nawet symbolicznego, podkreślając metafizyczny charakter istnienia ludzkiego w naturze:

 

Zima toć szła, naród oderwał ręce spracowane od matki ziemi, to i podnosił przygięte karki, podnosił zafrasowane dusze, prostował się, rozrastał i równał jednej z drugim w wolności, w odpoczywaniu i w tej myśli swobodnej, że każden człowiek widniał z osobna i wyraźnie - jako ten bór, z którego nie wydzielisz drzewin latem, bo w jednakim równo zielonym gąszczu stoi przywarty do rodnej ziemi, a niech jeno śnieg spadnie, ziemia się przesłoni, a wnet każde drzewo dojrzysz z osobna i w ten mig rozeznasz: dąbek-li to, grabek-li to, osiczyna-li to!

 

A co świtanie - wsie budziły się później: leniwiej bydło szło na paszę, ciszej skrzypiały wierzeje i ciszej brzmiały głosy przytłumione martwotą i pustką pól, i ciszej, trwożniej tętniło życie samo - a niekiedy przed chałupami albo i w polach widni byli ludzie, jak przystawali nagle i patrzyli długo w dal omroczoną, siną...

 

W powieści występuje także impresjonistyczny narrator, "stylista młodopolski". Posługuje się on językiem silnie nacechowanym emocjonalnie, buduje obrazy z wyraźną dbałością o ich wartość estetyczną, styl nasyca metaforyką, poetyckością i "bogatym mówieniem" z dużą liczbą epitetów przymiotnikowych, jeśli zaś posługuje się słownictwem gwarowym, to w funkcji stylizacyjnej. Przytoczony niżej fragment "Chłopów" jest właśnie próbką takiego stylu:

 

Nadchodziła zima...

- jeszcze się barowała z jesienią i porykujący tłukła po sinych dalach jako ten zwierz srogi i głodny, że nie wiada było, kiej przeprze a skoczy i lutymi kłami weźre się we świat...

- jeszcze czasami prószył śnieg nikły, płowy - jesienny śnieg...

- jeszcze przychodziły dnie osłupiałe, chorością sine, ckne , stękliwe, oropiałe i zgoła lamentem przejęte, a lodowym światłem mżące - dnie trupie, że ptactwo z krzykiem uciekało do borów, trwożniej bełkotały wody i toczyły się leniwo, jakby strachem stężałe, ziemia dygotała, a wszelaki stwór podnosił czujące, lękliwe oczy na północ - w niezgłębioną topiel chmur...

- jeszcze noce były jesienne; oślepłe, głuche, zamętne, a pełne strzępów mgieł i brzasków gwiazd pomarłych - rozgniłe noce dygotliwego milczenia, przenikniętego zduszonym krzykiem trwogi; pełne wzdychów bolesnych, szamotań, nagłych cichości, wycia psów, targań marznących dzewin, żałosnych głosów ptactwa szukającego schronisk, strasznych wołań pustek i rozstajów zgubionych w ciemnicy, łopotów jakichś lotów, cieniów zaczajonych pod ścianami zdrętwiałych chat, pełzających hukań, zjaw przerażających, nawoływań nierozeznanych, mlaskań okropnych, przeszywających jęków...

- jeszcze czasami, o zachodzie, z posępnych pól ołowianego nieba wyłupywało się czerwone, ogromne słońce i spadało ciężko, niby kadź roztopionego żelaza, z której buchały krwawe wrzątki i biły dymy smoliste, czarne, popręgowane gorejącymi żagwiami, ze świat cały stawał w łunach i w pożodze.

 

 

Bibliografia: podręcznik "Młoda Polska"  Makowieckiego

Materiał przygotowała:
Hanna Kulas